Mama
powiedziała
-
„Dopiero
co wróciła a już kombinuje jak tam wrócić”.
W
końcu coś napiszę. Nie było mnie w domu dwa tygodnie a tam gdzie
byłam internet miałam ograniczony. Wyszło mi to na dobre!!!
Kiedyś
Wam pisałam, że dostałam się na wolontariat do Fokarium na Helu
(FOCZARNI jak to jakieś dziecko kiedyś powiedziało). Był to
bardzo pożytecznie spędzony czas. Na początku miałam burzę mózgu w mózgu i brakowało mi naszego człowieka. Przeróżne myśli mną
targały. Trochę i stres się w kradł ale z dnia na dzień było
coraz lepiej.
Foki
to fajne zwierzęta mające charakterek ;-) Wolontariusze mieli swój
grafik i literkę na każdy dzień. ''Przelecieliśmy'' przez
praktycznie każde stanowisko. Śmieje się, że prawie zdarłam
gardło mówiąc na patrolu turystom, żeby dzieci nie stawiały nóg
na murku. Podczas pokazowych karmień połączonych z prelekcją i
treningiem medycznym pod okiem trenerów można było dostać foczego
buziaka.
Były momenty, w których czułam się doceniona bo mogłam pomóc.
Były momenty, w których czułam się doceniona bo mogłam pomóc.
Na
początku najwięcej kłopotu sprawiało mi karmienie maluchów. Niby
prosta rzecz a ja się stresowałam. Później to była
najprzyjemniejsza czynność bo jak się człowiek obrobił to czas
wolny miał ;-)
Sprawdziło
się powiedzenie, że z fajnymi ludźmi czas szybko leci !!! W każdej
chwili mogliśmy liczyć na wspaniałych trenerów i resztę
personelu. Czasem lepiej zapytać się o coś 10 tysięcy razy niż
strzelić babola.
Trochę
miałam zejście jak pewnego dnia stojąc na bramce wyłapałam
wycieczkę z Olesna :-)
Fajnie tak było kogoś z zadupia zobaczyć a w życiu bym się nie spodziewała, że kogoś spotkam tak daleko od domu.
Fajnie tak było kogoś z zadupia zobaczyć a w życiu bym się nie spodziewała, że kogoś spotkam tak daleko od domu.
Była
to bardzo wyjątkowa tura wolontariatu. Obfitowała w różne ważne
zdarzenia, które zawęziły nasze relacje. Był wyjazd po martwą
fokę oraz najważniejsze z najważniejszych wypuszczanie dzieciaków
na wolność. Wspaniałe wydarzenie na podsumowanie dwutygodniowego
wolontariatu. Emocje były nie ziemskie. JA to miękka guma jestem i
łzy mi poleciały przy pierwszej foce :-)
W
sobotnie późne popołudnie a wczesny wieczór mieliśmy pożegnanie.
Były podziękowania
i chwile wzruszeń. Wspólne jedzenie przepysznej pizzy i pogaduchy. Na pamiątkę dostaliśmy fokowe gadżety, które traktuje jak talizman. Szczególnie kubek, w którym codziennie piję kawę :-) Łzy też towarzyszyły choć więcej ich było w dniu wyjazdu.
i chwile wzruszeń. Wspólne jedzenie przepysznej pizzy i pogaduchy. Na pamiątkę dostaliśmy fokowe gadżety, które traktuje jak talizman. Szczególnie kubek, w którym codziennie piję kawę :-) Łzy też towarzyszyły choć więcej ich było w dniu wyjazdu.
U mnie pojawienie się łez jak skądś wyjeżdżam to oznaka, że
bardzo polubiłam dane miejsce
i ludzi !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
i ludzi !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Do
zobaczenia w sierpniu ssaki kochane :-)
''...a
działo się jeszcze działo i o tym pisać nie warto bo
najważniejsze zostanie zapisane
w pamięci i zdjęciach...''.
w pamięci i zdjęciach...''.
Szalenie się cieszę, że Ci się tam podobało - mnie też! A moje wrażenia opisałem na: http://wszechocean.blogspot.com/2013/06/druga-podroz-uczona-na-hel-1.html i dalsze oraz http://wszechocean.blogspot.com/2012/10/podroz-uczona-na-hel-1.html i dalsze. Z foczarskim pozdrowieniem!
OdpowiedzUsuń