sobota, 20 czerwca 2015

Focza przygoda

Mama powiedziała
-
„Dopiero co wróciła a już kombinuje jak tam wrócić”.

W końcu coś napiszę. Nie było mnie w domu dwa tygodnie a tam gdzie byłam internet miałam ograniczony. Wyszło mi to na dobre!!!

Kiedyś Wam pisałam, że dostałam się na wolontariat do Fokarium na Helu (FOCZARNI jak to jakieś dziecko kiedyś powiedziało). Był to bardzo pożytecznie spędzony czas. Na początku miałam burzę mózgu w mózgu i brakowało mi naszego człowieka. Przeróżne myśli mną targały. Trochę i stres się w kradł ale z dnia na dzień było coraz lepiej.

Foki to fajne zwierzęta mające charakterek ;-) Wolontariusze mieli swój grafik i literkę na każdy dzień. ''Przelecieliśmy'' przez praktycznie każde stanowisko. Śmieje się, że prawie zdarłam gardło mówiąc na patrolu turystom, żeby dzieci nie stawiały nóg na murku. Podczas pokazowych karmień połączonych z prelekcją i treningiem medycznym pod okiem trenerów można było dostać foczego buziaka.

Były momenty, w których czułam się doceniona bo mogłam pomóc.

Na początku najwięcej kłopotu sprawiało mi karmienie maluchów. Niby prosta rzecz a ja się stresowałam. Później to była najprzyjemniejsza czynność bo jak się człowiek obrobił to czas wolny miał ;-)

Sprawdziło się powiedzenie, że z fajnymi ludźmi czas szybko leci !!! W każdej chwili mogliśmy liczyć na wspaniałych trenerów i resztę personelu. Czasem lepiej zapytać się o coś 10 tysięcy razy niż strzelić babola.

Trochę miałam zejście jak pewnego dnia stojąc na bramce wyłapałam wycieczkę z Olesna :-)
 Fajnie tak było kogoś z zadupia zobaczyć a w życiu bym się nie spodziewała, że kogoś spotkam tak daleko od domu.

Była to bardzo wyjątkowa tura wolontariatu. Obfitowała w różne ważne zdarzenia, które zawęziły nasze relacje. Był wyjazd po martwą fokę oraz najważniejsze z najważniejszych wypuszczanie dzieciaków na wolność. Wspaniałe wydarzenie na podsumowanie dwutygodniowego wolontariatu. Emocje były nie ziemskie. JA to miękka guma jestem i łzy mi poleciały przy pierwszej foce :-)

W sobotnie późne popołudnie a wczesny wieczór mieliśmy pożegnanie. Były podziękowania 
i chwile wzruszeń. Wspólne jedzenie przepysznej pizzy i pogaduchy.  Na pamiątkę dostaliśmy fokowe gadżety, które traktuje jak talizman. Szczególnie kubek, w którym codziennie piję kawę :-) Łzy też towarzyszyły choć więcej ich było w dniu wyjazdu.

U mnie pojawienie się łez jak skądś wyjeżdżam to oznaka, że bardzo polubiłam dane miejsce 
i ludzi !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Do zobaczenia w sierpniu ssaki kochane :-)


''...a działo się jeszcze działo i o tym pisać nie warto bo najważniejsze zostanie zapisane 
w pamięci i zdjęciach...''.





                                                                                                                                                                                                                                     
                                                                                                                                                                                         











1 komentarz:

  1. Szalenie się cieszę, że Ci się tam podobało - mnie też! A moje wrażenia opisałem na: http://wszechocean.blogspot.com/2013/06/druga-podroz-uczona-na-hel-1.html i dalsze oraz http://wszechocean.blogspot.com/2012/10/podroz-uczona-na-hel-1.html i dalsze. Z foczarskim pozdrowieniem!

    OdpowiedzUsuń